Noworoczne życzenia

„Ten, którego głos wtenczas wstrząsnął ziemią, zapowiedział teraz, mówiąc: Jeszcze raz wstrząsnę nie tylko ziemią, ale i niebem. Słowa: „Jeszcze raz” wskazują, że rzeczy podlegające wstrząsowi ulegną przemianie, ponieważ są stworzone, aby ostały się te, którymi wstrząsnąć nie można. Przeto okażmy się wdzięcznymi, my, którzy otrzymujemy królestwo niewzruszone, i oddawajmy cześć Bogu tak, jaku mu to miłe: z nabożnym szacunkiem i bojaźnią. Albowiem Bóg nasz jest ogniem trawiącym” (Hbr 12,26-29).

Od dłuższego czasu mam przeczucie, że wstrząsowe procesy, które trwają od 2007 roku, ale nasiliły się, a już na pewno zaczęły być odczuwane przez większości ludzi wraz z pojawieniem się COVID-19, będą coraz dotkliwiej zmieniały nasze życie. Wojennej sytuacji w Ukrainie nie warto komentować, bo prawdopodobnie wszyscy mamy świadomość powagi sytuacji. Poza tym coraz wyraźniej widać, że wojna za wschodnią granicą jest tylko wierzchołkiem góry lodowej globalnego oziębienia i rozchwiania klimatu polityczno-ekonomicznego. A w zanadrzu mamy jeszcze ekologiczne skutki współczesnej gospodarki oraz nieobliczalne i całkowicie poza naszą kontrolą pomruki planety, która z całą mocą może w jednej chwili zmieść z swojej powierzchni najbardziej krnąbrne społeczności i kultury, a nawet całą cywilizację.

Apokalipsy nie musimy przewidywać, ponieważ jesteśmy jej świadkami. To znaczy, że możemy świadomie obserwować odsłanianie się kolejnych aktów niebiańskiego teatru, którego reżyserem i scenografem jest Najwyższa Miłość. Jednych kolejne akty będą coraz bardziej przerażać, innych fascynować. Pierwsi oglądają bowiem apokaliptyczny teatr ze strachem, drudzy z zaufaniem. Pierwszych pochłonie trauma, drudzy doświadczą uwolnienia i regeneracji.

Rozpoczęty przed kilkoma godzinami Nowy Rok – 2024 – będzie dalszym ciągiem ostatecznej apokalipsy, która w istocie jest nadawaniem sensu i pełni ludzkim dziejom w Chrystusie. Ta ostateczna apokalipsa jest odsłanianiem chrystusowej pełni. Jej przebieg od nas nie zależy, jednak sposób, w jaki bierzemy w niej udział, oraz emocjonalne reakcje, są już naszą metodą na oglądanie i współuczestniczenie w teatrze kosmicznych wydarzeń.

Uciec nie sposób. Trzeba wytrwać do końca, mając świadomość, że bez wstrząsów nie ma wzrastania, przemiany, regeneracji. Tym bardziej ostateczna apokalipsa też nie jest możliwa bez wstrząśnięcia przemijającą postacią świata, aby w pełni objawiło się Królestwo Chrystusa, to jest królestwo odnowionej ludzkości, w którym wszystko jest nowe.

Dlatego moje życzenia na Nowy Rok opatrzyłem mottem z Listu do Hebrajczyków. Przed nami pełnia światłości, której doświadczymy, gdy przetrwamy ciemności. Otrzymujemy przecież niewzruszone królestwo, które w pełni objawi się po wzruszeniu przez Stwórcę wszystkiego, co nietrwałe, niestabilne, fałszywe i dlatego przemijające. Spod pancerza materii, z chłodu lęków i ciemności kłamstw Stwórca wydobywa ducha, miłość i prawdę.

Życzę, abyśmy niewzruszenie trzymali się tego, co już jest trwałe, stabilne, prawdziwe, bo jedynie w taki sposób możemy przetrwać wstrząsy, które są udziałem ludzi. Wstrząsy będą na tyle silne, że wszyscy będziemy musieli się puścić… Z rąk, serc, umysłów, ostatecznie także z ust wypuścimy wszystko.

Apokalipsa to odsłanianie prawdy o człowieku!

Co odsłoni w nas i o nas Nowy Rok? Co jest naszą najwyższą wartością? Czemu służymy? Jakimi słowami nadajemy sens swojemu człowieczeństwu?

Życzę, aby nasze przywiązania, pragnienia, myśli, uczucia, emocje i słowa nie ciągnęły nas w dół, w otchłań, ale niosły ku górze, ku światłości niedostępnej, w której przebywa Najwyższa Światłość. Chrystusowa światłość wszystko stwarza na nowo. Mając w niej udział jesteśmy niewzruszeni, gdy wszystko jest wzruszane, aby odsłoniła się nowa postać świata.

Zapraszam do Malborka

Życie może być ciężkie albo lekkie, pełne cierpienia i chorób albo dobre i zdrowe.

Czy w związku z tym część ludzi ma tzw. pecha a inni urodzili się pod szczęśliwą gwiazdą?

Chociaż u zarania naszego pobytu na ziemi niektórzy rzeczywiście mają lepszą sytuację wyjściową, przecież ludzkie dzieje przekonują, że ani bieda, doświadczona w dzieciństwie, nie determinuje biedy w dorosłym życiu, ani narodzenie się w rodzinie inteligenckiej nie jest gwarancją na rozwój intelektualny.

Jakość życia naprawdę nie zależy od ziemskiego prawa grawitacji, dlatego bardzo szkoda, że zdecydowana większość ludzi jest przekonana, że to, co ich determinuje i ogranicza, jest silniejsze od woli i mocy bycia wolnym. Poddali się ziemskim i fizycznym ograniczeniom, które czynią z nich niewolników ziemi, materii, strachu o przeżycie i okoliczności, w których bezwolnie żyją.

Jednak naszym przeznaczeniem jest prawda i światło, lekkość bytu i świętowanie życia. Można być prawdziwie wolnym, poddając się prawu łaski, działającym odwrotnie aniżeli prawo grawitacji. Zasady, według których działa prawo łaski, jest KODEM ŻYCIA, który w żadnym wypadku nie jest wiedzą tajemną.

KODU ŻYCIA od dawna nauczają wielcy mistrzowie duchowości, którym większość z nas niestety nie chce dać się przekonać, ponieważ opierają się na dotychczasowym doświadczeniu minionych pokoleń oraz własnym, zdominowanym przez prawo grawitacji. Tymczasem, aby odkryć KOD ŻYCIA wystarczą dwie predyspozycje. Pierwszą jest otwarte serce, czyli wiara. Drugą jest otwarty umysł, to znaczy gotowość do uczenia się i poznawania świata.

Prawo łaski jest silniejsze od prawa grawitacji, więc życie powinno być lekkie, szczęśliwe i zdrowe. A jeśli tak się nie dzieje widocznie prawdziwy problem tkwi gdzieś indziej. Oczywiście tkwi  w nas. Jest nim nasze przywiązanie do starych przyzwyczajeń, przekonań, religijnych i kulturowych wzorców zachowań, itp.

KOD ŻYCIA polega na złamaniu tego nieświadomego szyfru niewoli i zastąpieniu go zasadami łaski, która czyni człowieka prawdziwym, wolnym i zdrowym, czyli błogosławionym.

Zapraszam na kurs rozkodowania prawa grawitacji i zastąpienia go prawem łaski. Poza wiarą, że Twoim przeznaczeniem jest wolność, jeśli rozpoczniesz drogę zmian, oraz gotowością do uczenia się, nie potrzebujesz niczego więcej.

KOD ŻYCIA to podstawowe zasady, według których łaska działa w ludzkim życiu.

Dla przykładu są to:

– świadomość fizyczna (rozum nie nadaje się rozumienia życiowej sytuacji);

– w życiu na ziemi najważniejsza jest pamięć o niebu, a nie o piekle (czy jesteś w ruchu

   zstępowania czy wstępowania?);

– doświadczenia duchowe (mistyczne) odkrywają prawdziwą rzeczywistość, która nie jest

  ukryta (cielesne zmysły, służące ego i rozumowi, zastąp zmysłami duchowymi,

  służącymi wierze); 

– rytuały, mity i symbole są wartościowe, ponieważ służą poznawaniu sensu i celu;

– słowa mocy;

– odważne przeżycie ciemnej nocy duszy (proces leczenia ran nie kończy się na ich

   rozpoznaniu);

– siedem zasłon (mroczne słabości duszy – tradycyjnie grzech);

– siedem odsłon (jasne moce duszy – tradycyjnie łaska);

– świadomość duchowa, inaczej mistyczna (skutku łaski, czyli pokoju, doświadcza się ponad

  zrozumieniem); 

– życie pod wpływem prawa łaski (uwolnienie do świętowania życia).

Oprócz części teoretycznej prowadzonej przez prof. Marka Uglorza, na uczestników czeka również część ruchowa. W tej części warsztatów Patrycja Flieger poprowadzi nas przez świat ruchu, tańca i własnej ekspresji, aby w empiryczny, cielesny sposób dotknąć zagadnień poruszanych podczas wykładów. Będziemy pracować z naszą świadomością ruchu, z naszą fizycznością, a także z wyrażaniem siebie poprzez akt ruchu. Wspólnie stworzymy bezpieczną przestrzeń, pełną autentycznego wyrazu i akceptacji, bez oceniania, czy robienia czegokolwiek na pokaz. Naszą intuicją poruszymy pokłady znajdujące się w naszej naturze. Po części tanecznej, gdy już wszystko wytańczymy, wypocimy i oddamy Matce Ziemi, płynnie przejdziemy do części relaksacyjnej – do świata dźwięków, poprzez który będzie prowadzić nas Janka Głowacka, aby ukoić nasz umysł, ukołysać i zatroszczyć się o ciało.
Podczas części ruchowo-dźwiękowej wyjdziemy z głowy, wejdziemy do serca i połączymy się ze swoją mocą.


Zapraszamy z radością do Malborka!

MIEJSCE WARSZTATÓW:
Centrum Rozwoju Osobistego Jankho ul. Sikorskiego 13, Malbork (II piętro)

PLAN WARSZTATÓW:

PIĄTEK 5.01.2024. 19:00 zainaugurujemy nasze warsztaty Tańcem;
SOBOTA 6.01.2024  GODZ. 10:00-19:00 część wykładowa. Po jej zakończeniu wieczorem część ruchowa, a następnie dźwiękowa, z koncertem m.in. na gongach, misach, rurach harmonicznych;
NIEDZIELA 7.01.2024   GODZ. 9:00-13:00 wykłady;

INWESTYCJA: 550zł
ZAPISY I PYTANIA: 601724952
ISTNIEJE MOŻLIWOŚĆ NOCLEGÓW NA MIEJSCU.

Życzenia na Święta Bożego Narodzenia

Boże Narodzenie…

Bóg zawsze zstępuje w dół, na ziemię, w otchłań.

Potem człowiek wstępuje w górę, do nieba, w przestworza.

Boże Narodzenie…

Traumatyczny dzień, stający się nocą – niechciany.

Cudowna noc, stająca się dniem – niespodziewana.

Boże Narodzenie…

Świadome rozsypuje się w drobny mak niewiadomego.

Nieświadome poukładane na nowo w wiadome.

Noc Bożego Narodzenia…

Czego sobie życzysz w tę noc?

Jeśli chcesz nowego, nie wahaj się zejść w otchłań swojej traumy.

Noc Bożego Narodzenia…

Boskość poprowadzi Cię tam, gdzie największa rana, najcięższe łzy.

Nie bój się ciemności tej nocy, bo w niej ukryte są wszystkie noce Twojej historii.

Noc Bożego Narodzenia…

Gdzie Twoja boskość odnajdzie Twoje człowieczeństwo

tam odkryjesz, że Twoje zdrowie i szczęście pozostawało nieuświadomione.

Życzenia Bożego Narodzenia…

Wszyscy Tobie życzą zdrowia, szczęścia, radości,

mając nadzieję, że ominie Cię otchłań, noc i ciemność.

Życzenia Bożego Narodzenia…

Jeśli są prawdziwe uwzględniają Boga w ciemnościach nocnej traumy,

więc wierzę w Twą boskość, która odnajdzie Twe człowieczeństwo.

Życzenia Bożego Narodzenia…

Poza tą wiarą nie potrzebujesz życzeń – uwierz mi.

Bo to jest wiara w narodzenie Chrystusa, którym jesteś.

Adwentowe życzenia

W wielu miejscach czytam, że rozpoczął się adwent a słowo to oznacza „przyjście”.

No tak, przyjście…

Czyli, że przychodzi jakieś światło, jakaś prawda, jakaś odmiana, a w istocie jakiś Człowiek.

Przychodzi Człowiek prawdziwy, napełniony światłem.  

No tak, przychodzi Człowiek, który uwalnia, rozświetla, uzdrawia, uszczęśliwia.

Czy na pewno potrafimy tak przychodzić, żeby uwalniać, uzdrawiać i uszczęśliwiać?

Albo inaczej, czy jesteśmy takim ludźmi, w których przychodzi światło, prawda, odmiana?

Ileż zapętleń, węzłów, więzień, problemów nierozwiązanych ze sobą wnosimy w te domy adwentowe, które tworzymy albo odwiedzamy?

Ileż pozornego szczęścia, radości i wolności tworzy iluzja niezbędnej obecności.

Gdy strach, że sami sobie nie poradzimy; że cisza nas przytłoczy; że samotność stanie się nie do uniesienia decyduje o naszej obecności albo oczekiwaniu na czyjeś przyjście, czy wtedy adwent na pewno ma sens?

Czy miłość wtedy jest wielka, gdy strach jest większy?

Czy w ogóle da się kochać ze strachu?

Tymczasem jakże często wydaje się nam, że kochamy, ale to jest czysta bezradność. Tworzymy wtedy iluzję miłości za coś albo z powodu czegoś. Kochamy, ponieważ boimy się, że pozostaniemy sami, bezradni, zrozpaczeni, niezdolni do życia.

Adwent jest przyjściem Człowieka, ponieważ jest czasem uwalniającej miłości. Miłości nie z powodu czegoś albo za coś. Miłości rozświetlonej, bezwarunkowej, która nie tworzy węzłów, zapętleń, więzień, problemów nie do rozwiązania. Dlatego adwentowe przychodzenie w rzeczywistości jest okazją, aby szczerze sobie powiedzieć, że:

– jeśli Cię nie uspokajam i nie wyciszam, nie jestem dla ciebie;

– jeśli nie czujesz się ze mną bezpieczna/y i szczęśliwa/y, nie jestem Ci potrzebny;

– jeśli Cię nie inspiruję, dlaczego podtrzymujesz relację?

– jeśli moje myśli nie zmuszają Cię do nowych przemyśleń, nie zawracaj sobie mną głowy;

– jeśli moja pasja Cię nie porusza, lepiej szukaj swojej;

– jeśli moja obecność nie pomaga Ci się rozwijać, moja nieobecność zrobi to lepiej;

– jeśli moja miłość nie otwiera Twojego serca inna miłość znajdzie do niego klucz.

Adwentowe przychodzenie nie oznacza zasiedzenia i zadomowienia, więc nie zatrzymuj się nawet po to, aby spojrzeć za siebie, bo staniesz się martwą pamiątką siebie z dawnych lat.

Akceptuj, wybaczaj, odpuszczaj i wypuszczaj, ufając swojej drodze. Bądź cichą obecnością, która przynosi i obdarowuje ponieważ kocha, a nie dlatego, że się boi.

Zapraszam do Starej Biblioteki w Wrocławiu 27-28 stycznia 2024 r.

Temat: Wejdź w inny świat i nie czuj się winny

Przed rokiem zaprosiłem Was do Starej Biblioteki w Wrocławiu. Wielu zapamiętało wyjazd jako wyjątkowy i pytało mnie o powtórkę.

Zatem powtarzamy.

Zapraszam ponownie do Starej Biblioteki właśnie w styczniu, ponieważ w Simoradzu ze względu na zimę znacząco rosną koszty.

Jestem pewien, że spotkanie będzie równie rodzinne, ciepłe i świąteczne.

Temat naszego spotkania sugeruje, że u progu nowego roku chcę siebie i Was – Przyjaciele Akademii Świadomego Życia – zachęcić do ufnego wejścia w inny świat. Nie taki, który sami jesteśmy w stanie sobie wyobrazić i stworzyć, bo w istocie jest tylko poprawioną kopią starego, ale taki, który jest darem Źródła Życia.

„Czego oko nie widziało i ucho nie słyszało, i co do serca ludzkiego nie wstąpiło, to przygotował Bóg tym, którzy go miłują” (1 Kor 2,9).

Jednak najczęściej, chociaż marzymy o nowym świecie i nowej postaci życia, nie mamy odwagi dać się poprowadzić ku nowemu oraz innemu światu. Odczuwamy lęk przed stratą albo winę, że innych pozostawimy w starym, podczas gdy sami doświadczymy uwolnienia.

Pragnę wyzwolić Was od tej winy, ponieważ w drodze do nowego świata, jeśli nawet coś poszłoby nie tak i popełnilibyśmy błędy, usprawiedliwia nas nasza wiara. Gdy odważnie pójdziemy tą drogą wtedy inni też na nią wejdą.

Zatem spotkajmy się w Starej Bibliotece, w Wrocławiu, przy ul. Parkowej 1-3.

Początek w sobotę, 27 stycznia, o godz. 10-tej. Zakończenie w niedzielę, 28 stycznia, o godz. 14-tej. Zapraszam nie tylko Przyjaciół Akademii Świadomego Życia, ale także zainteresowanych tematem bądź dołączeniem do naszego grona.

SOBOTA 27.01.24       od 10.00 do 17.00

NIEDZIELA 28.01.24 od 10.00 do 14.00

INWESTYCJA:   400 zł w pokoju dwuosobowym za osobę

                               500 zł w pokoju jednoosobowym

(w tym obiad i kolacja w sobotę oraz śniadanie w niedzielę)

                               250 zł za uczestnictwo bez wynajęcia hotelu

(w cenie sobotni obiad i kolacja)

Zainteresowani dłuższym pobytem w Wrocławiu mogą przyjechać w piątek w południe, a wówczas cena wzrasta o 200 zł w pokoju dwuosobowym za osobę oraz 300 zł w pokoju jednoosobowym (w tej cenie sobotnie śniadanie)

Zainteresowani dłuższym pobytem w Wrocławiu mogą przyjechać w piątek w południe, a wówczas cena wzrasta o 200 zł w pokoju dwuosobowym za osobę oraz 300 zł w pokoju jednoosobowym (w tej cenie sobotnie śniadanie)

Jeśli z piątku na sobotę zbierze się grupa, mam nadzieję, że jak przed rokiem wybierzemy się świętować na starówkę. Tymczasem sobotni wieczór zaplanowany jest jako czas towarzyski, radosny i beztroski, na które zapraszam także uczestników spotkania z Wrocławia, którzy nie będą mieszkać w hotelu.

Zgłoszenia: mju@escobb.com.pl;tel. 660 783 510

Tradycja

Słowo „tradycja” stworzone jest z rdzenia, który sugeruje ruch, np. trakcja, traktor, trajektoria, trakt, transfer. Jeśli zatem słownikowo tradycją są zasady postępowania, to przynajmniej na poziomie encyklopedyczno-definicyjnym wszystko do siebie pasuje, wszak postępowanie jest ruchem. Tymczasem większość z nas ma z tradycją odmienne doświadczenia i skojarzenia. Tradycja, która powinna służyć ruchowi i zmianie, niestety stała się strażniczką bezruchu i stęchłych przekonań, zakładniczką poglądów i stylu życia minionych pokoleń, które pozbawiają nas witalności i naturalności.

Spróbujmy przyjrzeć się problemowi od praktycznej strony. Skoro tradycję tworzą zasady postępowania, więc bez wątpienia jest zbiorem pojedynczych zachowań oraz przekonań, które powinny wspierać życie i ułatwiać ruch. Nie tylko w kontekście religijnym, bo na przykład także w rodzinnym, te przekonania i wynikające z nich zachowania nazywamy rytuałami, które podobnie jak w wypadku tradycji, same w sobie są dobre i pożyteczne. Pozytywną rolę rytuałów – moim zdaniem – najlepiej unaocznia doświadczenie, które jest udziałem niemal każdego z nas.

Przypomnijmy sobie pierwsze samodzielne jazdy samochodem po otrzymaniu uprawnień. Dumni, podnieceni i trochę przerażeni wyruszaliśmy w drogę, koncentrując się na przełącznikach i czynnościach, bez których nie dotarlibyśmy do celu. Szukając kierunkowskazu, przyglądając się dźwigni podczas zmiany biegów i myśląc o prawidłowej kolejności naciskania pedału hamulca i sprzęgła większość uwagi skupialiśmy na prowadzeniu auta, a tymczasem piesi na pasach ledwo przeżywali, często salwując się ucieczką. Jednak z biegiem czasu kolejne czynności zaczęliśmy wykonywać niemal bezwiednie, automatycznie, nie poświęcając im już specjalnej uwagi, przez co zyskiwaliśmy więcej wolnych „bitów świadomości” na oglądanie sytuacji na zewnątrz samochodu, na czym ewidentnie najbardziej korzystali piesi, przechodzący przez jezdnię. Wraz z „rytualizacją” naszych zachowań wzrastały ich szanse na przeżycie.  Ów proces uczenia się i dochodzenia do wprawy oznaczał, że niektóre czynności i zachowania zostały na tyle dobrze utrwalone przez naszą świadomość, iż mogły zostać przesunięte w podświadomość jako wyuczony program prowadzenia samochodu. Świadomość zyskiwała możliwość obserwacji tego, co działo się wokół samochodu, a nasz ruch stawał się płynny, bezpieczny i spokojny.

Właśnie do tego służą rytuały bez specjalnej różnicy w jakiej dziedzinie życia je powtarzamy. W pierwszym rzędzie powinny umożliwiać ruch i wzmacniać witalność. Wielokrotnie powtarzane nie mogą ograniczać zmian, ale mają im służyć, ponieważ są już na tyle dobrze przyswojonymi przez świadomość umiejętnościami, że odtąd ich powtarzaniem może zająć się podświadomość, dla której stają się nowym zakresem obowiązków.

Po jakimś czasie oczywiście możemy dojść do wniosku, że mechanicznie i automatycznie powtarzane przez nas umiejętności przestały spełniać swoje zadanie i zamiast pomagać najzwyczajniej w świecie zaczęły nam szkodzić, a wówczas należy świadomie nauczyć się nowych, żeby podświadomość zaprogramować na nowo. Niestety na poziomie świadomego życia i podejmowania uwalniających decyzji dzieje się to bardzo rzadko i najczęściej dochodzi do zmian pod wpływem kryzysu, życiowego dramatu, choroby i straty, zaś strukturą, odpowiedzialną za taki stan rzeczy, jest właśnie tradycja. Zamiast wzmacniać w nas naturalną potrzebę obserwacji, nabywania nowych umiejętności, wyciągania wniosków i nadawania życiowym doświadczeniom nowych znaczeń, a pojęciom treści, tradycja najczęściej bywa strażniczką interpretacji i zachowań, utrwalających stary paradygmat. Z tego powodu zamiast tworzyć nowe synapsy, którymi będą przesyłane informacje (bodźce energetyczne) potrzebne życiu do powstawania nowych kombinacji aminokwasów, czyli białek, utrwala stare kody, w których zapisane są choroby, nieszczęśliwa starość i śmierć. Genetycy, porównujący „genetyczną bibliotekę” człowieka, zapisaną na chromosomach, z wyposażeniem pozostałych stworzeń, oczekiwali niewyobrażalnej różnicy, a tymczasem odkryli, że jest niewielka, a przynajmniej na tyle nieistotna, że nie tłumaczy prawie niczego. Jeśli zatem nie genetyczna różnorodność odpowiada za niezwykły i fascynujący rozwój życia na ziemi, to co?

Dziś wiemy, że dobry i mądry Mistrz z Galilei nie mylił się w niczym, apelując do słuchaczy o metanoię, czyli nowy sposób myślenia. Prawdziwym źródłem powstawania nowych białek, odpowiedzialnych za rozwój życia, nie są bowiem stare kody genetyczne, ale czynniki zewnętrzne, środowiskowe, a właściwie sposób, w jaki żywa istota je interpretuje i przeżywa. Odmawiając sobie prawa do nowej interpretacji powszechnego doświadczenia albo symbolu, który jest kluczem do zrozumienia własnej sytuacji, stajemy się zakładnikami starych informacji, które nie wpływają na aminokwasy i nie inicjują pojawiania się nowych białek. Ewolucja grzęźnie w starej interpretacji, czyli w zachowaniach, typowych dla przeszłości, co w efekcie kończy się możliwymi do przewidzenia traumami, chorobami i terminalnymi cierpieniami większości z nas.

Jedyną szansą dalszego rozwoju i powszechnej wolności rodzaju ludzkiego jest Duch, w mocy którego nie będziemy ulegać lękom, ani odczuwać wstydu i winy, że chcemy i potrafimy interpretować swoje życie samodzielnie i w nowy sposób. Duch Święty jest tchnieniem Życia, odblaskiem Światła, informacją z powszechnego pola Świadomości, stwarzającą nas na nowo, gdy pozwalamy jej zmieniać naszą świadomość. Wówczas tradycja przestaje pełnić rolę sygnatariuszki starej umowy społecznej i strażniczki interpretacji prawowiernej, której oblicze przypomina twarz bladej, kościstej, pozbawionej radości i szczęścia Śmierci, całej w czerni, oślepłej na prawdziwe potrzeby ludzkiej duszy.

Tradycja ma być ubrana w trzy podstawowe barwy, czyli w biel, która jest symbolem dnia i kosmosu; czerń, symbolizującą noc i chaos; czerwień, znamionującą gotowość do zmiany, oraz kubraczek, wyszywany łąkowymi kwiatami. To barwy życia, ozdabiające ludzką duszę, Kochankę Chrystusa, z którym pragnie wejść na weselną ucztę, aby tańczyć, radować się i doświadczać szczęścia. 

Tradycja nie przypomina kościstej, starszej Pani, która zawsze trzyma fason i dopasowuje się do konwenansów społecznych za cenę dobrobytu i szacunku. Tradycja jest pełną witalnej krasy Kobietą, która bez względu na wiek wciąż jest płodna i pełna znaczeń nowego życia. Uśmiechając się Pani Tradycja rodzi nowego człowieka, chociaż dotychczasowa interpretacja wyklucza to jako niemożliwe (1 Mż 18,11-14). Tradycja ufa, że u Boga wszystko jest możliwe, więc przyswaja nowe znaczenia, tworząc z nich nowe umiejętności, aby życie było nieustannym ruchem, radosnym tańcem i szczęśliwym istnieniem. Tradycja w niczym nie przypomina kapłana z lewitą z przypowieści Jezusa (Łk 10,30-37), którzy nie pomogli zranionemu człowiekowi. Raczej zawsze kieruje się miłosierdziem, aby życie do końca nie uszło z człowieka. Doświadczonemu cierpieniem pomaga odnaleźć kontakt z własną duszą i doświadczyć głębokiego uzdrowienia.

Tradycja wie, że każda dobra interpretacja czyni człowieka bardziej wolnym, zdrowym, szczęśliwym, po prostu lekkim, zaś każda zła interpretacja w niczym mu nie pomaga, często wprost pogarszając jego życiową sytuację. W efekcie człowiek, podejmując decyzję dobrą dla swojej duszy, zawsze czuje się lżej i radośniej. Przeciwnie, kto podejmuje złą decyzję, ten czuje się przygnieciony i smutny.

Niestety trójkąt bermudzki nie posługuje się tradycją, aby tworzyć nowe synapsy, ale raczej umacniać identyfikację z przekonaniami i zachowaniami minionych pokoleń. Wszyscy wiemy, że same w sobie nie były złe w czasie i w kontekście, w którym powstały, ponieważ umożliwiły zrozumienie i opisanie świata przez ówczesne pokolenie. Tym samym spełniły rolę rytuałów, które stały się podświadomymi programami, uwalniającym świadomość do eksploracji rzeczywistości i transgresji. Dziś są wyłącznie pamiątką dawnego rozumienia oraz interpretacji świata, która nie może mieć charakteru normatywnego, powszechnie przyjętego jako obowiązujący bez uprzedniej krytyki i reinterpretacji. Kto ma pozbyć się utożsamień, z powodu których nie jest sobą i nie wykorzystuje swojego potencjału, nie może reflektować, myśleć krytycznie i postępować, korzystając z nie swoich rytuałów, symboli i narracji. Odwrotnie sam powinien je świadomie tworzyć, a nawet zmieniać, po czasie dostrzegając ich bezużyteczność.

Tymczasem naród, religia (Kościół) i rodzina oczekują, że jednostki przejmą rytuały, symbole, także mitologię, które traktują jako konstytutywne dla tożsamości grupy, zupełnie nie interesując się odpowiedzią na pytanie, czy pełnią jeszcze jakąkolwiek ożywczą rolę dla ludzkiej psychiki? Od ludzkiej duszy ważniejsza bowiem jest tożsamość grupy, która najbardziej boi się dezintegracji. Co w praktyce oznacza, że powtarzalność wzorów, według których członkowie grupy myślą i działają, jest ważniejsza od poczucia przez jednostkę wewnętrznej mocy, ponieważ stanowi zagrożenie dla historycznej tożsamości grupy.

Doprawdy przysłowiowy jest już przykład małej dziewczynki, która przy okazji kolejnych świąt zapytała mamę, dlaczego przed włożeniem szynki do brytfanny odcina jej końce? Czy to ma jakieś znaczenie? W odpowiedzi usłyszała, że to przecież jest rodzinna tradycja, ponieważ babcia zawsze tak robiła. Ciekawość mimo wszystko nie dała dziewczynce spokoju i przy najbliższej okazji zapytała babcię, w czym należy upatrywać przyczyny rodzinnej tradycji odcinania końców szynki? Na co szczerze zdziwiona babcia odpowiedziała, że w niczym szczególnym, ponieważ jej brytfanna po prostu była za krótka, a jedynym rozwiązaniem było skracanie szynki. Tak więc z praktycznego rytuału babci, jej córka bezrefleksyjnie uczyniła tradycję, którą jako mama chciała przekazać swojej córce. Oto cała tajemnica trójkąta bermudzkiego, zawarta w dowcipnym i trywialnym dowcipie, jakże dramatyczna w skutkach.

Tradycja tylko wtedy pełni swoją ożywczą rolę, gdy składające się na nią rytuały, symboliczne znaczenia oraz interpretacje są autorskim dziełem człowieka, któremu mają ułatwiać ruch, rozwój i życie. Przejęte bezrefleksyjnie i bezkrytycznie stają się pułapką utożsamienia się z czymś, co nie jest prawdziwe, bo nie ożywia ludzkiej duszy.

Zapraszam do Karpacza na Wang

Temat rekolekcji: Biblijny obraz mężczyzny

Dom Parafialny przy kościele Wang w Karpaczu, ul. Na Śnieżkę 8. Informacja 757619228.
sobota 2 grudnia 2023 r.
15.00 – rozpoczęcie rekolekcji
16.45 – 17.00 – przerwa (kawa, herbata, ciastko),
17.00 – 18.30 – druga część rekolekcji
niedziela 3 grudnia 2023 r.
10.00 – nabożeństwo ze spowiedzią i komunią św. w kościele Wang,
kazanie: ks. prof. Marek Jerzy Uglorz.
11.15 – 12.45 – trzecia część rekolekcji i zakończenie (kawa, herbata, ciastko).


Biblia jest zbiorem starych opowieści, w których liczni mężczyźni pełnią rolę bohaterów wiary.
Wiary nie powinniśmy mylić z pobożnością, czyli współuczestnictwem w religijnych obrzędach, ani utożsamiać z intelektualną aprobatą teologicznych twierdzeń, dotyczących Boga.
Wiara jest energią życia, duchowym układem nerwowym, czyniącym z człowieka istotę zdolną do odważnego działania i ruchu ku przyszłości. Jest naturalną zdolnością do wyczuwania duchem tej części prawdy, która nie objawiła się jeszcze na poziomie zmysłowym, jednak od zawsze manifestuje się w sferze duchowej. Dzięki wierze przekraczamy samych siebie, swobodnie czujemy się w świecie, mamy odwagę i nieposkromioną twórczą wyobraźnię, która staje się rzeczywistością.
Biblijni mężczyźni, pochodzący z różnych kultur (mezopotamskiej, egipskiej, kananejskiej, perskiej, greckiej oraz innych), choć pokazani są w różnych sytuacjach, którym często nie potrafią sprostać, w większości cechują się wiarą, usprawiedliwiającą ich zachowania. Pomimo swoich słabości osiągają cele, realizują swoje powołania i umierają w chwale i potędze.
Męska potęga nie jest zniewalającą przemocą, ale zdolnością i możliwością wolnego i twórczego działania. O potędze śnią zmęczeni mężczyźni w korporacjach okradani z życiowych sił i nie dopuszczani do sprawiedliwego podziału zysków. Potęgi szukają kobiety, spragnione witalnych, sprawnych, twórczych i godnych podziwu mężczyzn, którzy trafiając w życiowy cel, są szczęśliwi, spokojni i radośni.
Przedstawię biblijnych mężczyzn, co prawda niedoskonałych, ale potężnych w swojej wierze. 
Panom opowiem ich przygody w taki sposób, aby usłyszeli w nich o sobie i znaleźli inspiracje do codziennego działania i duchowego wzrostu.
Panie przy okazji usłyszą wiele o swoich ojcach, mężach, partnerach, synach, co na pewno wpłynie na jakość związków.

Biografia?

W sobotę nad ranem otrzymałem wizję, która jest odpowiedzią na pytanie: „Dlaczego w cieszyńskim szpitalu leczę się z zapalenia płuc?”. Powyższy rysunek jest wierną kopią obrazu, który wówczas otrzymałem. Wir pełen śluzu i glutu, widoczny pod moimi stopami, to system, reagujący na zmiany w biopolu. Ów śluz, błotnista maź, jest poczuciem bezpieczeństwa za cenę utożsamienia się z systemem i wierności tradycji. Jeśli ktoś czyta tylko te książki, które pasują do teologicznego paradygmatu; jeśli wciąż używa tych samych słów i pojęć, aby wyrazić obowiązujący w grupie obraz Boga; jeśli podziela tradycyjne poglądy teologiczne, które nie mają żadnego uzasadnienia z punktu widzenia współczesnej nauki to co o takim człowieku można powiedzieć? Że jest straumatyzowanym fanatykiem? Że socjalne bezpieczeństwo jest dla niego ważniejsze od poddania się Duchowi Świętemu? Że nie ma wielkiej szansy na przeżycie Bożej epifanii (objawienia), skoro język, którym się posługuje, tworzy granice poznania?

Nie chcę być takim człowiekiem.

Moja choroba była in-formacją, którą Duch sformatował moje wnętrze. Proces odzyskiwania terytorium nabrał nowej dynamiki i został ukierunkowany. Terytorium zostało mi zabrane przed niespełna trzema laty, jednak w dalszym ciągu szukałem miejsca w systemie. Tymczasem nowe terytorium jest wirem, znajdującym się nade mną. Wir poniżej jest wilgotny, glutowy, śluzowy, zimny. Wir powyżej jest tchnieniem Ducha, „boskim tlenem”, ciepłem światłości Chrystusa. To jest wir pozasystemowy, w pewnym sensie metaterytorialny, bo uwalniający z potrzeby bycia bezpiecznym i bycia kimś.

Ta choroba była błogosławionym przekroczeniem utożsamiania się z samym sobą. Ów proces trwał przez kilka lat, ale mam odczucie, że Duch ostatecznie przeciął pępowinę z „ja autobiograficznym” i porwał mnie ku światłości, w której nie ma „ja”, bo manifestuje się JESTEM.   

Pozbywając się utożsamień miejcie świadomość kolejnych poziomów. Na początku tożsamość jest czysto zewnętrzna. Wówczas nasze „ja” manifestuje się w czystej formie ego, które lgnie do wszystkiego, co nie jest prawdziwe i nie ma żadnego znaczenia dla duszy. Później, najczęściej dzięki życiowym kryzysom (co opisałem w tekście TOŻSAMOŚĆ), zaczynamy utożsamiać się z sobą, a właściwie z duszą, której do tej pory nie zauważaliśmy. Ja powoli zaczyna odrzucać ego, jednak do zamanifestowania się w postaci czystej jaźni daleka droga. Wówczas czyha na nas poważna pułapka, w którą wpadamy, nie zdając sobie sprawy z niebezpieczeństwa. Otóż pojawia się wówczas  „ja martyrologiczne”, które co prawda jest już świadome siebie, niestety utożsamia się z cierpieniem, chorobami i nieszczęściami.

Z „ja martyrologicznego” można wyjść dzięki czułej obserwacji życia, akceptacji, wybaczeniu, miłosierdziu i prostocie. Ponad „ja martyrologicznym” pojawia się „ja autobiograficzne”, które już nie cierpi, ale wciąż ma potrzebę bycia oddzielonym, osobnym. „Ja autobiograficzne” jest doskonale rozwiniętą osobowością. Można odnieść wrażenie, że manifestuje się wtedy doskonały człowiek. Problem polega na tym, że „ja autobiograficzne” chce tworzyć historię, aby móc ją opowiadać, pozostawiać ślady, tworzyć dzieła, itp, które nikomu nie są potrzebne.

Dopiero ponad „ja autobiograficznym” pojawia się „ja”, które nie jest już „ja”, bo staje się częścią JESTEM, czyli boskości. Bycie na ziemi staje się obecnością w TERAZ. Znikają potrzeby i namiętności, a pojawia się cisza i pokój. Tworzenie biografii przestaje mieć jakiekolwiek znaczenie.