Duchowa inicjacja w duchu Jezusa

Ten tekst pierwszy raz umieściłem na blogu przed 5 laty. Nie wywołał żadnej reakcji. Pomyślałem wczoraj, że po 5 latach spróbuję raz jeszcze. Może trauma epidemii oraz kilka innych ogólnoludzkich doświadczeń, które miały miejsce od tamtego czasu, zmieniły nas na tyle, że dziś moje propozycja wyda się godna zainteresowania?

Zapraszam do lektury.

Jednym z najbardziej typowych i nasiąkniętych duchowymi znaczeniami obrazów, jakimi posługują się biblijni autorzy, jest walka dwóch braci, będących symbolami dwóch przeciwstawnych sił w człowieku. Kain i Abel, Ismael z Izaakiem, Ezaw i Jakub, starszy oraz  młodszy brat z przypowieści Jezusa o miłosiernym Ojcu, ale też napięcie pomiędzy Janem Chrzcicielem a Jezusem z Galilei to wciąż ten sam biblijny motyw, który musi stać się impulsem duchowego rozwoju jednostki i wspólnoty, zwanej chrześcijaństwem.

W dwa tysiące lat po Jezusie z Galilei chrześcijaństwo wciąż nie uwolniło swojego metafizycznego potencjału, polegającego na syntezie różnych szkół duchowych, która w sferze ducha może doprowadzić ludzkość do takiego stopnia rozwoju, że cywilizacja rozwinie się w sposób skokowy i osiągnie poziom, wykraczający poza naszą wyobraźnię. Sam Jezus dokonał bowiem genialnej syntezy w sposobie doświadczania i mówienia o Bogu, nauczając, że Królestwo Niebios, czyli Obecność Najwyższej Miłości i Mądrości, jest do odszukania w człowieku a jednocześnie manifestuje się pomiędzy ludźmi. Z Bogiem można zatem spotkać się w świątyni własnego serca poprzez modlitwę ciszy, zwaną medytacją, a także porozmawiać z Nim, wykorzystując modlitwę myśli. Przeobrażająca wszystko Obecność Światłości, wydobywa człowieka z ciemności, powołując go do służby miłości. Dopiero wtedy Królestwo Niebios manifestuje się pomiędzy ludźmi, gdy człowiek, będący humusem (naczyniem glinianym), odkrywa w sobie obecność Najwyższego, którego znamy jako JHWH, czyli zbawiające JESTEM.

Szkoda, że chrześcijaństwo wciąż jest bardziej Janowe, aniżeli Jezusowe. Słowa Chrzciciela znad Jordanu, że musi stawać się mniejszym, aby Jezus stawał się większym (J 3,30), może się i wypełniają, jednak stanowczo zbyt wolno. Przynajmniej pod jednym względem wpływ Jana jest ewidentnie zbyt duży.

Prawdą jest, że początkowo Mistrz z Galilei należał do grona uczniów Jana, aczkolwiek wydaje się, że stosunkowo szybko zorientował się, że nowej łaty nie należy przyszywać do starego sukna, a młodego wina wlewać do starych bukłaków (Mk 2,21n) i odstąpił od duchowego prądu chrzcicieli, którzy pozostali rytualistami, nie potrafiąc wyrwać się z duchowego schematu judaizmu czasów pomiędzy pierwszym i drugim testamentem. Zresztą Jan zdawał sobie sprawę z tego, że chrzci jedynie wodą, a więc wypełnia rytuał, któremu co prawda nadał bardzo specyficzny i nowatorski rys, jednak po nim idzie Ten, który będzie chrzcił Duchem Świętym (Mk 1,7n). Jan przeczuwał, że nawet najlepiej realizowany rytuał, oparty w szczerej intencji, nie wystarcza i musi być uzupełniony doświadczeniem duchowym, egzystencjalnym, który człowieka totalnie odmienia, kierując go ku miłości i umożliwiając dotarcie do prawdziwego, a nie pozornego ja. Jest nim Boży obraz w człowieku, a nie obraz pozorny, kreowany przez człowieka na obrzeżach osobowości na użytek rodziny, Kościoła, społeczeństwa, autorytetów i władzy.

Chrzest, praktykowany przez Kościoły, jest rytuałem teologicznie i duchowo bardziej zależnym od Jana, aniżeli od Jezusa, który ostrzegł ich: „Nie wiecie, o co prosicie. ….” (Mk 10,38). Chrzest nie może ograniczać się do rytuału wody, ponieważ jego istotnym celem jest dotarcie przez człowieka do prawdy o własnym człowieczeństwie i odkrycie w mocy Ducha Jezusa prawdziwego Jestem, które nie jest rozkrzyczaną i narcystyczną monadą, pragnącą oczy wszystkich skierować na samą siebie, ale spokojnym i cichym duchem, który w miłości łączy się z wszystkimi i wszystkim, realizując Boże powołanie.

Tymczasem chrzest wodą jest zewnętrznym obrazem śmierci, która musi wydarzyć się w człowieku, aby mógł samego siebie odnaleźć w Chrystusie, dzięki czemu przestaje tworzyć kolejne, nieprawdziwe obrazy samego siebie, zewnętrzne i formalne, a odnajduje drogę prawdziwego powołania, która jest w nim zapisana jako Boży obraz. Chrzest wodą jest doświadczeniem, które nazywamy śmiercią dla grzechu, jednak w sferze duchowego wzrostu nie wystarcza. Jest dopiero pierwszym stopniem chrześcijańskiej inicjacji.

Nie nauczyliśmy się od Jezusa życia w mocy Jego ducha i nie praktykujemy chrztu ogniem, który nie musi wypełnić się tragiczną śmiercią, jakiej doświadczył Mistrz i Nauczyciel z Galilei, jednak zawsze doprowadza do całkowitego przewartościowania myślenia i przeorganizowania życia. Zrytualizowaliśmy obrzędy inicjacji i dziwimy się, że nie mamy rozmachu, świeżości, zapału, a większość chrześcijan to poczciwi neurotycy, którzy zakopują swój życiowy talent, nie znajdując w sobie odwagi do prawdziwie twórczego życia. Większość z nas nieustannie myśli o śmierci, a tymczasem wszyscy, którzy zamartwiają się swoją śmiercią, powinni umierać z przerażenia, że nigdy nie urodzili się do prawdziwego życia.

O co więc chodzi w drugim stopniu chrześcijańskiego wtajemniczenia, który należałoby nazywać chrztem ogniem, choć równie dobrze chrztem Duchem? Aby zrozumieć trzeba zdać sobie sprawę z kilku oczywistości, którym normalnie nie poświęcamy uwagi. Otóż człowiek ma jakby jeden umysł, chociaż do końca nie jest to prawdą. Ewentualnie byłoby można mówić o jednym umyśle, podzielonym na trzy ośrodki. Pierwszy znajduje się w jelitach, poniżonej przepony, czyli mówiąc inaczej w biodrach, kolejny w sercu, a trzeci w głowie. Wszystkie trzy muszą być z sobą zsynchronizowane. Najniższy ośrodek musi służyć wyższym. Gdy jest autonomiczny, człowiek upada w świat materii, doznać zmysłowych, pożądliwości, czyli w języku Biblii w świat Kaina, który Abla, własnego brata.

Dolna część umysłu, którą niedawno odkryła biomedycyna, nazywając umysłem jelit, odpowiada za materialne życie i przeżycie; to woda, z której wyszliśmy; to nieświadomość; to wreszcie struktura i ociężałość. Pod przeponą żyje osławiony Lewiatan, wąż starodawny, który rządzi podświadomością. On doprowadził Ewę z Adamem do upadku przez zwrócenie uwagi na materialność życia i świata. Ocalenie Noego z wód potopu, przejście z Jezusem (znanym jako Jozue) wartkiego nurtu Jordanu, czy też przepłynięcie łodzią wraz z Jezusem z Galilei przez wzburzone morze świadomości, to wszystko są duchowe figury, zapowiadające chrzest wodą, który jest zwycięstwem nad Lewiatanem, władającym sferą podświadomości, i wyjściem z wody, czyli struktury, tworzącej materialny świat. To wyjście z bezwarunkowego oddziaływania grzechu.

Z kolei środkowa część umysłu, której w biblijnej symbolice odpowiada serce, jest ogniem. To sfera ducha i działania, uświadamiania sobie powołania i realizowania zadań. O ile umysł pod przeponą odpowiada za emocje zimne, takie jak smutek, żal, poczucie osamotnienia, rozgoryczenie, żałoba, których siedliskiem w biblijnej narracji są nerki, o tyle środkowy umysł jest sferą emocji ciepłych, takich jak miłość, radość, pokój, które odpowiednio wykorzystywane wznoszą życiową energię człowieka w górę, czyniąc go istotą coraz bardziej duchową, żyjącą według Ducha i wypełniającą wolę Najwyższego.

Chrzest ogniem jest więc budzeniem duchowej energii, która nie jest już wężem, kuszącym w Ogrodzie Życia albo na pustyni, w trakcie wędrówki Izraela z Egiptu do Kanaanu, materialnością i zmysłowością życia, ale wężem oplecionym przez Mojżesza wokół pala, będącym zresztą zapowiedzią Chrystusa, wywyższonego na krzyżu. Dzięki niej człowiek rozwija się duchowo, prostuje swoją postawę i wznosi ku górze: „A gdy Ja będę wywyższony ponad ziemię, wszystkich do siebie pociągnę. A to powiedział, by zaznaczyć, jaką śmiercią umrze” (J 12,32n).

Chrzest ogniem jest więc pracą z własnym ego i jego pożądaniami, którą Jezus z Galilei wykonał podczas czterdziestodniowego pobytu na pustyni. Zresztą nigdy nie jest procesem definitywnie zakończonym, ponieważ człowiek bywa nieustannie kuszony do tego, aby odrzucić powołanie i zaprzeć się samego siebie, z czym Jezus także musiał się wielokrotnie mierzyć. Ostatecznie chrzest ogniem zakończył się dla Niego na Golgocie, gdy śmiercią z miłości zapieczętował swoje powołanie, z czego apostołowie wcześniej nie zdawali sobie sprawy i dlatego prosili o doświadczenie, o znaczeniu i konsekwencjach którego mieli dopiero się przekonać.

Chrzest ogniem jest kolejnym stopniem duchowego rozwoju człowieka. Nie musi wypełniać się skalą krzyża, który jest znakiem Jezusa Chrystusa, ale zawsze oznacza odrzucenie ego i skrystalizowanie świadomości na prawdziwym Jestem i życiowym powołaniu.

Po nim następuje ostatnia faza duchowego rozwoju, związana z górną częścią umysłu, która jest eterem, czystą świadomością i widzeniem prawdziwego świata, duchowego, Bożego; świata energii i światła, z którego utkane jest wszystko co istnieje, a więc rzeczy widzialne i niewidzialne. Wtedy człowiek zwycięża śmierć. Zasłona, która oddziela materialne od duchowego i przeszłość od przyszłości, rozrywa się. Podczas śmierci Jezusa martwi wyszli z grobów, co jest obrazem zwycięstwa nad śmiercią i zmartwychwstania, którego doświadcza przebudzony człowiek. Odtąd śmierć oznacza początek, a nie koniec.

Tamą, przegrodą pomiędzy materialnym światem Kaina i duchowym światem Abla, jest przepona. Aby energia z dołu ją pokonała i przedostała się przez nią, musi zostać poskromiona, wzmocniona i ukierunkowana ku górze, dlatego Piotr w 1. Liście pisze: „Dlatego przepasawszy biodra waszego umysłu, będąc trzeźwi, miejcie doskonałą nadzieję w przyniesionej wam łasce w objawieniu się Jezusa Chrystusa” (1 P 1,13). O tym samym czytamy też w Księdze Joba: „Przepasz swoje biodra  jako mocarz, będę cię pytał, a ty mnie pouczysz” (Job 38,3). O co Bogu chodzi? Otóż kryzys Joba i życiowa tragedia, którą musiał przeżyć, miała przyczynę, której był świadom i czemu dał wyraz słowami: „Bo westchnienia są moim pokarmem i jak woda płyną moje skargi. Bo to, czego się bałem, nawiedziło mnie, a to, przed czym drżałem, przyszło na mnie” (Job 3,24n). Do kryzysu Job niestety myślał tylko „biodrami”, czyli dolną częścią umysłu. Wiemy to ponad wszelką wątpliwość, ponieważ sam przyznał się do lęku i drżenia. Jego kryzys miał więc określony i pozytywny cel, którym było budzenie życiowej energii. Skutkiem przepracowania tego doświadczenia Job poznaje Boga naprawdę i otrzymuje ziemskie błogosławieństwo.

Dlatego trzeba pamiętać, że ludzkie biodra muszą być przepasane i świece mają płonąć (zob. Łk 12,35). Jednak warunkiem zapalonej świecy zawsze są przepasane biodra. Dolny umysł musi być poddany kontroli i wykorzystywany do krzesania ognia, płonącego w sercu, aby w górnym umyśle świeciło światło.

Zaprawdę, zaprawdę powiadam ci: gdy byłeś młodszy, sam się przepasywałeś i chodziłeś, dokąd chciałeś, lecz gdy się zestarzejesz, wyciągniesz ręce swoje, a kto inny cię przepasze i poprowadzi, dokąd nie chcesz” (J 21,18). W ten sposób opisana została walka Kaina z Ablem, o której uczy Jezus: „Ogień przyszedłem rzucić na ziemię i jakżebym pragnął, aby już płonął. Chrztem mam być ochrzczony i jakże jestem udręczony aż się to dopełni. Czy myślicie, że przyszedłem, by dać ziemi pokój? Bynajmniej, powiadam wam, raczej rozdwojenie. Odtąd bowiem pięciu w jednym domu będzie poróżnionych; trzej z dwoma, a dwaj z trzema; Będą poróżnieni ojciec z synem, a syn z ojcem, matka z córką, a córka z matką, teściowa ze swą synową a synowa z teściową” (Łk 12,49-53). Pięciu domowników poróżnionych w jednym domu, to pięć dolnych ośrodków energetycznych, znajdujących się pod głową. Trzej mieszkają pod przeponą i są połączeni z dolnym umysłem, dwaj mieszkają  powyżej i są związani z sercem. Takie domostwo bądź królestwo, wewnętrznie skłócone, nie może się ostać (zob. Mk 3,25; Mt 12,25). Człowiek miotający się pomiędzy żywiołem wody i ognia, wychodzący z wody i wkraczający w świat ognia, jednak po jakimś czasie powracający do wody, nie ma szans na duchowy rozwój. Ponieważ jego biodra nie są przepasane i wciąż wpada w sidła grzechu, w ogniu swoich pragnień nie potrafi wytopić prawdziwego Jestem i żyje egoistycznymi pożądliwościami, nie realizując życiowego powołania.

O tym samym, chociaż trochę inaczej, pisze ap. Paweł w Liście do Galicjan: „Gdyż ciało pożąda przeciwko Duchowi, a Duch przeciwko ciału, a te są sobie przeciwne, abyście nie czynili tego, co chcecie” (Ga 5,17). Zaś w ewangelii wg Jana znajdziemy słowa: „Wy jesteście z ojca, diabła, i chcecie spełniać pożądania swojego ojca. Od początku był zabójcą  i w prawdzie nie wytrwał, bo prawdy w nim nie ma. Kiedy mówi kłamstwo, od siebie mówi, bo jest kłamcą i ojcem kłamstwa” (J 8,44). Kłamstwo diabła (węża) polega na tym, że pokazuje materialny świat i podpowiada, że jest jedynym, prawdziwym światem, którym warto się interesować. Wtedy zapominamy o sowim pochodzeniu, kim jesteśmy, i spadamy w materialny świat zmysłów zamiast dbać o czyste oko w nas, które widzi światło Najwyższego, czyli prawdę w nas i o naszym życiu.

Dlatego sąd polega na tym, że władca tego świata zostanie wyrzucony z naszego życia, a gdy Jezus zostanie w nas wywyższony wszystkich do siebie pociągnie (J 12,31n). „Wtedy rzekł Jezus: Gdy wywyższycie Syna Człowieczego, wtedy poznacie, że Ja Jestem i że nic nie czynię sam z siebie, lecz tak mówię, jak mnie mój Ojciec nauczył. A Ten, który mnie posłał, jest ze mną; nie zostawi mnie samego, bo Ja od zawsze czynię to, co się jemu podoba” (J 8,28n). Wywyższenie Syna Człowieczego polega na wejściu do wewnętrznej świątyni serca i dotarciu do prawdziwego Jestem, przy jednoczesnym opuszczeniu targowiska, na którym królują produkty ego, przynoszące śmierć. Wywyższenie Syna Człowieczego jest wejściem w wewnętrzne światło i wyzwalającą prawdę, przy jednoczesnym opuszczeniu iluzji oraz ciemności. Wtedy poznajemy prawdziwe Jestem, czyli Bożą prawdę o sobie.

Mistrz z Galilei uczy, że człowiek może przypominać jaskinię zbójców i targowisko, albo świątynię Ojca, miejsce prawdziwej świadomości Jestem. Kolejne stopnie chrześcijańskiej inicjacji w życiową mądrość, dzięki której można duchowo się rozwijać, powinny konsekwentnie przeprowadzać każdego przez wodę i ogień, aby mógł wejść do światłości, czyli do Królestwa Niebios.

Chrzest wodą, następnie chrzest ogniem i wreszcie zwycięstwo nad śmiercią, oznaczającą koniec zamiast początku, aby doświadczyć śmierci, która rozpoczyna a nie kończy, to niezbędne etapy duchowego rozwoju. Dzięki niemu Abel zostaje wzbudzony z martwych i może pojednać się z Kainem, jak Jakub z Ezawem. A mówiąc inaczej Stary Adam ożywa w Nowym Adamie. Przy czym warto zauważyć, że ani Kain, ani Ismael, ani Ezaw, ani Stary Adam nie giną, ponieważ są chronieni znakiem Najwyższego, czyli pieczęcią Ducha Bożego. Muszą doświadczyć transformacji z istot materialnych, żyjących według ciała, w istoty duchowe, żyjące według Ducha.

Jak długo teologia, duszpasterstwo, homiletyka i katechetyka oraz chrześcijańska duchowość będzie ten proces ignorować, skupiając się na pierwszym etapie inicjacyjnego wtajemniczenia w postaci chrztu wodą, tak długo będziemy staczać się w materialną otchłań ziemskiej, kościelnej korporacji, uwięzionej politycznymi i społecznymi mrzonkami, których pierwszym autorem, być może całkiem nieświadomie, był Konstantyn Wielki. Na duchowy wzrost, a co za tym idzie, także na cywilizacyjny rozwój nie mamy co liczyć.

Trzeba być ślepcem, żeby tego nie widzieć, i być dzieckiem ojca kłamstwa, żeby zaprzeczać naszej niewierności Mistrzowi z Galilei.

Powinniśmy rozwijać duchowość trzech stopni inicjacji, abyśmy mogli duchowo wzrastać. Inaczej nie przepłyniemy łodzią na drugi brzeg istnienia, aby dotrzeć do Betsaidy, czyli Domu Rybaka, który sieciami myśli przeczesuje podświadomość i staje się panem własnej świadomości. To jest teologiczny, duszpasterski i pedagogiczny projekt, który trzeba realizować, ponieważ takie chrześcijaństwo, jakie znamy i współtworzymy, wywyższonemu Chrystusowi dłużej potrzebne nie będzie. Jedno tchnienie Ducha wystarczy, żeby świeca została zgaszona raz na zawsze. Tym bardziej, że ów motyw wcale nie jest nowy, ale od prawieków znany jest mądrym ludziom i funkcjonuje na różnych poziomach religijnego, mentalnego i edukacyjnego rozwoju.

Poniżej podaję jego trzy wariacje: Czytaj dalej Duchowa inicjacja w duchu Jezusa

Mapa świadomości w Koninie

Od 23 do 25 lutego – Konin

Najważniejsza podróż, którą mamy do przeżycia, nie wiedzie po bezdrożach świata, ale po meandrach świadomości. Chcemy poznawać zewnętrzny świat i zachwycać się jego widokami, a niemal nie zdajemy sobie sprawy z działania własnej świadomości. Co prawda mamy do dyspozycji wspaniały biokomputer (umysł), warty fortunę, jednak nie oddzielając go od programu, którego używamy (przekonania i myśli), marnujemy większość z jego możliwości.

Abyś mogła/mógł cieszyć się każdym dniem powinieneś nauczyć się świadomego obserwowania własnych myśli, przekonań, emocji, uczuć oraz stanu zdrowia. Twój biokomputer jest wystarczający wspaniały, abyś zainstalował w nim boski program, dzięki któremu zyskasz dostęp do nowych rozwiązań. Gdy zobaczysz siebie świadomie i wyraźnie, uświadomisz sobie, że jesteś wolnym człowiekiem i twórcą życia, który z niezliczonych możliwości, stworzonych w łonie Ojca (w polu Świadomości), może wybrać najlepsze. Dlatego Twym prawdziwym problemem nie są życiowe węzły (zobowiązania i śluby), kompleksy, lęki, poczucie wstydu i winy, ale używane przez Ciebie programy, które od poczęcia w Tobie instalowano.

Jeśli chcesz uświadomić sobie genezę codziennych wyborów, rolę ego w działaniu umysłu i nauczyć się korzystania z wewnętrznej mapy, aby omijać pułapki, którymi są religijne, kulturowe i społeczne programy, skorzystaj z zaproszenia na warsztat MAPA ŚWIADOMOŚCI.

Mapa świadomości jest połączeniem mapy duszy z mapą energii w ludzkim ciele. To narzędzie do zmiany uczuć, zachowań i relacji, ostatecznie także stanu zdrowia.

Warsztaty odbędą się w pysznym i zdrowym miejscu:

KAWIARNIA – CIACHO BEZ CUKRU, KONIN, UL. PRZEMYSŁOWA 9

Piątek 23.02.24 od 17.30 do 20.00 (w trakcie jedna przerwa kawowa).

Sobota 24.02.24 od 10.00 do 14.00 i od 15.00 do 18.00 (przed południem i po obiedzie po dwie przerwy kawowe).

Niedziela 25.02.24 od 9.00 do 13.00 (w trakcie dwie przerwy kawowe).

INWESTYCJA: 250 ZŁ

Zgłoszenia i pytania kierować do:

Anna Karbowa – 514 020 943

Marek Uglorz – tel. 660 783 510; adres: mju@escobb.com.pl

Ekumeniczne Dni Skupienia – Łódź

Po Świętach Narodzenia Pańskiego w duchowości oraz w liturgii odkrywamy prawdziwe znaczenie narodzin Zbawiciela. Ów czas wziął swoją nazwę od słowa epifania, które oznacza objawienie. Uczymy się, że nośnikiem i manifestacją prawdziwej boskości jest prawdziwe człowieczeństwo; że chwałą Boga jest chwała człowieka; że twarzą Boga jest dobry, sprawiedliwy i prawy człowiek.

Również w hostelu Tęczowych Społeczników w Łodzi, który funkcjonuje niczym cud betlejemskiej groty, czyli z Bożej miłości działającej przez człowieka, w drugi weekend stycznia będziemy jeszcze raz świętować narodzenie prawdziwego Człowieka.

Zapraszamy do hostelu 13-tego stycznia, żeby o godz. 14-tej wspólnie przygotować świąteczną wieczerzę, która rozpocznie się o godz. 20-tej. W międzyczasie odbędzie się uroczyste nabożeństwo (początek o godz. 18-tej), którego tematem będzie Nowe Życie w Chrystusie, darowane nam w wierze przez Chrzest. Ewangelię o duchowym darze nowego życia będzie opowiadał Marek Uglorz. W trakcie przeżyjemy też wspólną Eucharystię, którą poprzedzi spowiedź, czyli uczciwe i pokorne spojrzenie w siebie. Bez rozpoznania ciemności starego życia przyjęcie chrystusowego światła jest po prostu niemożliwe. Boże, duchowe życie nie zastępuje bowiem starego, ale dzięki działaniu Ducha Świętego jest przemianą starego w nowe, co nie dzieje się bez uświadomienia sobie grzechu.

Po wspólnej uczcie przeżyjemy jeszcze medytację kierowaną, podczas której Słowo  wygłosi ksiądz  Halina Radacz. Początek o godz. 22-giej. Tak nasyceni Chlebem Życia i chlebem powszednim udamy się na nocny spoczynek, aby w niedzielny poranek (14-tego stycznia), o godz. 9-tej spotkać się na wspólnym śniadaniu, a po nim na nabożeństwie, którego duchową treścią będzie ewangelia o zamianie wody w wino w Kanie Galilejskiej. Gdzie bowiem pojawia się Jezus Chrystus, tam znika lęk i smutek, a rozkwita nowe życie, ufne i radosne.  

Serdecznie zapraszamy do hotelu na świętowanie nowego życia w Chrystusie!

Noworoczne życzenia

„Ten, którego głos wtenczas wstrząsnął ziemią, zapowiedział teraz, mówiąc: Jeszcze raz wstrząsnę nie tylko ziemią, ale i niebem. Słowa: „Jeszcze raz” wskazują, że rzeczy podlegające wstrząsowi ulegną przemianie, ponieważ są stworzone, aby ostały się te, którymi wstrząsnąć nie można. Przeto okażmy się wdzięcznymi, my, którzy otrzymujemy królestwo niewzruszone, i oddawajmy cześć Bogu tak, jaku mu to miłe: z nabożnym szacunkiem i bojaźnią. Albowiem Bóg nasz jest ogniem trawiącym” (Hbr 12,26-29).

Od dłuższego czasu mam przeczucie, że wstrząsowe procesy, które trwają od 2007 roku, ale nasiliły się, a już na pewno zaczęły być odczuwane przez większości ludzi wraz z pojawieniem się COVID-19, będą coraz dotkliwiej zmieniały nasze życie. Wojennej sytuacji w Ukrainie nie warto komentować, bo prawdopodobnie wszyscy mamy świadomość powagi sytuacji. Poza tym coraz wyraźniej widać, że wojna za wschodnią granicą jest tylko wierzchołkiem góry lodowej globalnego oziębienia i rozchwiania klimatu polityczno-ekonomicznego. A w zanadrzu mamy jeszcze ekologiczne skutki współczesnej gospodarki oraz nieobliczalne i całkowicie poza naszą kontrolą pomruki planety, która z całą mocą może w jednej chwili zmieść z swojej powierzchni najbardziej krnąbrne społeczności i kultury, a nawet całą cywilizację.

Apokalipsy nie musimy przewidywać, ponieważ jesteśmy jej świadkami. To znaczy, że możemy świadomie obserwować odsłanianie się kolejnych aktów niebiańskiego teatru, którego reżyserem i scenografem jest Najwyższa Miłość. Jednych kolejne akty będą coraz bardziej przerażać, innych fascynować. Pierwsi oglądają bowiem apokaliptyczny teatr ze strachem, drudzy z zaufaniem. Pierwszych pochłonie trauma, drudzy doświadczą uwolnienia i regeneracji.

Rozpoczęty przed kilkoma godzinami Nowy Rok – 2024 – będzie dalszym ciągiem ostatecznej apokalipsy, która w istocie jest nadawaniem sensu i pełni ludzkim dziejom w Chrystusie. Ta ostateczna apokalipsa jest odsłanianiem chrystusowej pełni. Jej przebieg od nas nie zależy, jednak sposób, w jaki bierzemy w niej udział, oraz emocjonalne reakcje, są już naszą metodą na oglądanie i współuczestniczenie w teatrze kosmicznych wydarzeń.

Uciec nie sposób. Trzeba wytrwać do końca, mając świadomość, że bez wstrząsów nie ma wzrastania, przemiany, regeneracji. Tym bardziej ostateczna apokalipsa też nie jest możliwa bez wstrząśnięcia przemijającą postacią świata, aby w pełni objawiło się Królestwo Chrystusa, to jest królestwo odnowionej ludzkości, w którym wszystko jest nowe.

Dlatego moje życzenia na Nowy Rok opatrzyłem mottem z Listu do Hebrajczyków. Przed nami pełnia światłości, której doświadczymy, gdy przetrwamy ciemności. Otrzymujemy przecież niewzruszone królestwo, które w pełni objawi się po wzruszeniu przez Stwórcę wszystkiego, co nietrwałe, niestabilne, fałszywe i dlatego przemijające. Spod pancerza materii, z chłodu lęków i ciemności kłamstw Stwórca wydobywa ducha, miłość i prawdę.

Życzę, abyśmy niewzruszenie trzymali się tego, co już jest trwałe, stabilne, prawdziwe, bo jedynie w taki sposób możemy przetrwać wstrząsy, które są udziałem ludzi. Wstrząsy będą na tyle silne, że wszyscy będziemy musieli się puścić… Z rąk, serc, umysłów, ostatecznie także z ust wypuścimy wszystko.

Apokalipsa to odsłanianie prawdy o człowieku!

Co odsłoni w nas i o nas Nowy Rok? Co jest naszą najwyższą wartością? Czemu służymy? Jakimi słowami nadajemy sens swojemu człowieczeństwu?

Życzę, aby nasze przywiązania, pragnienia, myśli, uczucia, emocje i słowa nie ciągnęły nas w dół, w otchłań, ale niosły ku górze, ku światłości niedostępnej, w której przebywa Najwyższa Światłość. Chrystusowa światłość wszystko stwarza na nowo. Mając w niej udział jesteśmy niewzruszeni, gdy wszystko jest wzruszane, aby odsłoniła się nowa postać świata.

Zapraszam do Malborka

Życie może być ciężkie albo lekkie, pełne cierpienia i chorób albo dobre i zdrowe.

Czy w związku z tym część ludzi ma tzw. pecha a inni urodzili się pod szczęśliwą gwiazdą?

Chociaż u zarania naszego pobytu na ziemi niektórzy rzeczywiście mają lepszą sytuację wyjściową, przecież ludzkie dzieje przekonują, że ani bieda, doświadczona w dzieciństwie, nie determinuje biedy w dorosłym życiu, ani narodzenie się w rodzinie inteligenckiej nie jest gwarancją na rozwój intelektualny.

Jakość życia naprawdę nie zależy od ziemskiego prawa grawitacji, dlatego bardzo szkoda, że zdecydowana większość ludzi jest przekonana, że to, co ich determinuje i ogranicza, jest silniejsze od woli i mocy bycia wolnym. Poddali się ziemskim i fizycznym ograniczeniom, które czynią z nich niewolników ziemi, materii, strachu o przeżycie i okoliczności, w których bezwolnie żyją.

Jednak naszym przeznaczeniem jest prawda i światło, lekkość bytu i świętowanie życia. Można być prawdziwie wolnym, poddając się prawu łaski, działającym odwrotnie aniżeli prawo grawitacji. Zasady, według których działa prawo łaski, jest KODEM ŻYCIA, który w żadnym wypadku nie jest wiedzą tajemną.

KODU ŻYCIA od dawna nauczają wielcy mistrzowie duchowości, którym większość z nas niestety nie chce dać się przekonać, ponieważ opierają się na dotychczasowym doświadczeniu minionych pokoleń oraz własnym, zdominowanym przez prawo grawitacji. Tymczasem, aby odkryć KOD ŻYCIA wystarczą dwie predyspozycje. Pierwszą jest otwarte serce, czyli wiara. Drugą jest otwarty umysł, to znaczy gotowość do uczenia się i poznawania świata.

Prawo łaski jest silniejsze od prawa grawitacji, więc życie powinno być lekkie, szczęśliwe i zdrowe. A jeśli tak się nie dzieje widocznie prawdziwy problem tkwi gdzieś indziej. Oczywiście tkwi  w nas. Jest nim nasze przywiązanie do starych przyzwyczajeń, przekonań, religijnych i kulturowych wzorców zachowań, itp.

KOD ŻYCIA polega na złamaniu tego nieświadomego szyfru niewoli i zastąpieniu go zasadami łaski, która czyni człowieka prawdziwym, wolnym i zdrowym, czyli błogosławionym.

Zapraszam na kurs rozkodowania prawa grawitacji i zastąpienia go prawem łaski. Poza wiarą, że Twoim przeznaczeniem jest wolność, jeśli rozpoczniesz drogę zmian, oraz gotowością do uczenia się, nie potrzebujesz niczego więcej.

KOD ŻYCIA to podstawowe zasady, według których łaska działa w ludzkim życiu.

Dla przykładu są to:

– świadomość fizyczna (rozum nie nadaje się rozumienia życiowej sytuacji);

– w życiu na ziemi najważniejsza jest pamięć o niebu, a nie o piekle (czy jesteś w ruchu

   zstępowania czy wstępowania?);

– doświadczenia duchowe (mistyczne) odkrywają prawdziwą rzeczywistość, która nie jest

  ukryta (cielesne zmysły, służące ego i rozumowi, zastąp zmysłami duchowymi,

  służącymi wierze); 

– rytuały, mity i symbole są wartościowe, ponieważ służą poznawaniu sensu i celu;

– słowa mocy;

– odważne przeżycie ciemnej nocy duszy (proces leczenia ran nie kończy się na ich

   rozpoznaniu);

– siedem zasłon (mroczne słabości duszy – tradycyjnie grzech);

– siedem odsłon (jasne moce duszy – tradycyjnie łaska);

– świadomość duchowa, inaczej mistyczna (skutku łaski, czyli pokoju, doświadcza się ponad

  zrozumieniem); 

– życie pod wpływem prawa łaski (uwolnienie do świętowania życia).

Oprócz części teoretycznej prowadzonej przez prof. Marka Uglorza, na uczestników czeka również część ruchowa. W tej części warsztatów Patrycja Flieger poprowadzi nas przez świat ruchu, tańca i własnej ekspresji, aby w empiryczny, cielesny sposób dotknąć zagadnień poruszanych podczas wykładów. Będziemy pracować z naszą świadomością ruchu, z naszą fizycznością, a także z wyrażaniem siebie poprzez akt ruchu. Wspólnie stworzymy bezpieczną przestrzeń, pełną autentycznego wyrazu i akceptacji, bez oceniania, czy robienia czegokolwiek na pokaz. Naszą intuicją poruszymy pokłady znajdujące się w naszej naturze. Po części tanecznej, gdy już wszystko wytańczymy, wypocimy i oddamy Matce Ziemi, płynnie przejdziemy do części relaksacyjnej – do świata dźwięków, poprzez który będzie prowadzić nas Janka Głowacka, aby ukoić nasz umysł, ukołysać i zatroszczyć się o ciało.
Podczas części ruchowo-dźwiękowej wyjdziemy z głowy, wejdziemy do serca i połączymy się ze swoją mocą.


Zapraszamy z radością do Malborka!

MIEJSCE WARSZTATÓW:
Centrum Rozwoju Osobistego Jankho ul. Sikorskiego 13, Malbork (II piętro)

PLAN WARSZTATÓW:

PIĄTEK 5.01.2024. 19:00 zainaugurujemy nasze warsztaty Tańcem;
SOBOTA 6.01.2024  GODZ. 10:00-19:00 część wykładowa. Po jej zakończeniu wieczorem część ruchowa, a następnie dźwiękowa, z koncertem m.in. na gongach, misach, rurach harmonicznych;
NIEDZIELA 7.01.2024   GODZ. 9:00-13:00 wykłady;

INWESTYCJA: 550zł
ZAPISY I PYTANIA: 601724952
ISTNIEJE MOŻLIWOŚĆ NOCLEGÓW NA MIEJSCU.

Życzenia na Święta Bożego Narodzenia

Boże Narodzenie…

Bóg zawsze zstępuje w dół, na ziemię, w otchłań.

Potem człowiek wstępuje w górę, do nieba, w przestworza.

Boże Narodzenie…

Traumatyczny dzień, stający się nocą – niechciany.

Cudowna noc, stająca się dniem – niespodziewana.

Boże Narodzenie…

Świadome rozsypuje się w drobny mak niewiadomego.

Nieświadome poukładane na nowo w wiadome.

Noc Bożego Narodzenia…

Czego sobie życzysz w tę noc?

Jeśli chcesz nowego, nie wahaj się zejść w otchłań swojej traumy.

Noc Bożego Narodzenia…

Boskość poprowadzi Cię tam, gdzie największa rana, najcięższe łzy.

Nie bój się ciemności tej nocy, bo w niej ukryte są wszystkie noce Twojej historii.

Noc Bożego Narodzenia…

Gdzie Twoja boskość odnajdzie Twoje człowieczeństwo

tam odkryjesz, że Twoje zdrowie i szczęście pozostawało nieuświadomione.

Życzenia Bożego Narodzenia…

Wszyscy Tobie życzą zdrowia, szczęścia, radości,

mając nadzieję, że ominie Cię otchłań, noc i ciemność.

Życzenia Bożego Narodzenia…

Jeśli są prawdziwe uwzględniają Boga w ciemnościach nocnej traumy,

więc wierzę w Twą boskość, która odnajdzie Twe człowieczeństwo.

Życzenia Bożego Narodzenia…

Poza tą wiarą nie potrzebujesz życzeń – uwierz mi.

Bo to jest wiara w narodzenie Chrystusa, którym jesteś.

Adwentowe życzenia

W wielu miejscach czytam, że rozpoczął się adwent a słowo to oznacza „przyjście”.

No tak, przyjście…

Czyli, że przychodzi jakieś światło, jakaś prawda, jakaś odmiana, a w istocie jakiś Człowiek.

Przychodzi Człowiek prawdziwy, napełniony światłem.  

No tak, przychodzi Człowiek, który uwalnia, rozświetla, uzdrawia, uszczęśliwia.

Czy na pewno potrafimy tak przychodzić, żeby uwalniać, uzdrawiać i uszczęśliwiać?

Albo inaczej, czy jesteśmy takim ludźmi, w których przychodzi światło, prawda, odmiana?

Ileż zapętleń, węzłów, więzień, problemów nierozwiązanych ze sobą wnosimy w te domy adwentowe, które tworzymy albo odwiedzamy?

Ileż pozornego szczęścia, radości i wolności tworzy iluzja niezbędnej obecności.

Gdy strach, że sami sobie nie poradzimy; że cisza nas przytłoczy; że samotność stanie się nie do uniesienia decyduje o naszej obecności albo oczekiwaniu na czyjeś przyjście, czy wtedy adwent na pewno ma sens?

Czy miłość wtedy jest wielka, gdy strach jest większy?

Czy w ogóle da się kochać ze strachu?

Tymczasem jakże często wydaje się nam, że kochamy, ale to jest czysta bezradność. Tworzymy wtedy iluzję miłości za coś albo z powodu czegoś. Kochamy, ponieważ boimy się, że pozostaniemy sami, bezradni, zrozpaczeni, niezdolni do życia.

Adwent jest przyjściem Człowieka, ponieważ jest czasem uwalniającej miłości. Miłości nie z powodu czegoś albo za coś. Miłości rozświetlonej, bezwarunkowej, która nie tworzy węzłów, zapętleń, więzień, problemów nie do rozwiązania. Dlatego adwentowe przychodzenie w rzeczywistości jest okazją, aby szczerze sobie powiedzieć, że:

– jeśli Cię nie uspokajam i nie wyciszam, nie jestem dla ciebie;

– jeśli nie czujesz się ze mną bezpieczna/y i szczęśliwa/y, nie jestem Ci potrzebny;

– jeśli Cię nie inspiruję, dlaczego podtrzymujesz relację?

– jeśli moje myśli nie zmuszają Cię do nowych przemyśleń, nie zawracaj sobie mną głowy;

– jeśli moja pasja Cię nie porusza, lepiej szukaj swojej;

– jeśli moja obecność nie pomaga Ci się rozwijać, moja nieobecność zrobi to lepiej;

– jeśli moja miłość nie otwiera Twojego serca inna miłość znajdzie do niego klucz.

Adwentowe przychodzenie nie oznacza zasiedzenia i zadomowienia, więc nie zatrzymuj się nawet po to, aby spojrzeć za siebie, bo staniesz się martwą pamiątką siebie z dawnych lat.

Akceptuj, wybaczaj, odpuszczaj i wypuszczaj, ufając swojej drodze. Bądź cichą obecnością, która przynosi i obdarowuje ponieważ kocha, a nie dlatego, że się boi.